małe świadectwo

Chciałbym podzielić się z Wami moim małym świadectwem życia. W sumie, to moje życie było zawsze jednym wielkim kalejdoskopem zdarzeń, co dzień działo się co innego. Od młodych lat jeździłem na rekolekcje do braci kapucynów (chciałem zostać zakonnikiem), niestety miałem też problemy z czystością [z tym męczę się do dziś, to już jakieś 7 lat:(]. Moja historia zaczyna się wtedy kiedy w wieku 16 lat chciałem wstąpić do Zakonu. Wydawało się że Bóg jest ze mną, że chce tego, tu i teraz. Mówił do mnie przez Pismo Święte, napominał. Ja jeszcze się miotałem, ale w końcu pojechałem na rekolekcje powołaniowe zamknięte. Pomimo pięknych 5 dni z których każdy był lepszy od drugiego, stwierdziłem na końcu, to nie dla mnie (nawet się z tego cieszyłem). Jak, to u mnie bywa, to nie mógł być koniec:). Ostatniego dnia mieliśmy czas zwany pustelnią (parę godzin w ciszy i modlitwie, na których Bóg miał przemówić do każdego z nas). Poszedłem więc całkiem niedaleko, a jednak w ustronne miejsce i zacząłem się modlić. Po paru godzinach znów coś mnie tknęło, (jak zwykle) postanowiłem ostatni raz zadać Bogu pytanie i otworzyć Pismo Święte by uzyskać odpowiedź {nawiasem mówiąc do dziś nie wiem czy to moje otwieranie, co prawda po modlitwie nie było dziełem kogo innego zamiast naśladowaniem Św. Franciszka}. Zapytałem: co stanie się jeśli nie pójdę do zakonu. Odpowiedzią był fragment dziejów apostolskich (jakoś tak, to brzmiało) „Przez wiele dni padało, tak, że nie było widać gwiazd, a ludzie nie mieli już co jeść. Wstał Paweł i powiedział: >Trzeba było nie odpływać od Krety i oszczędzić sobie tych szkód i niedoli<”
W moje serce na nowo wkradł się niepokój, w końcu stwierdziłem po rekolekcjach coś zupełnie innego, a teraz …
Minął miesiąc po którym zupełnie zdecydowanie (chyba plastyczny byłem:) zapytałem o taką możliwość listownie Ojca z powołaniówki. Czekałem na odpowiedz 2 miesiące ale nie otrzymałem jej, za to z nieoficjalnych źródeł dowiedziałem się że nie chcą mnie bo jestem za młody. Załamałem się. Już sam nie wiedziałem co to ma być, w końcu dosyć trudno przychodziły mi takie decyzje. To był dla mnie cios. Pół roku później nieomal dostałem się do o.o. Cystersów. Nieomal, bo tym razem trafiłem na rozmowę z Mistrzem Nowicjatu (kapucynów), który stwierdził że się nie nadaje i żebym najpierw zakochał się. To był kolejny cios. Teraz tamto zdarzenie wspominam dobrze, ale wtedy świat na nowo mi się zawalił. Szukałem dalej, a Bóg zdawał się mieć zamiar prowadzenia mnie przez ciemną dolinę doświadczenia… Tak zresztą mówił do mnie: „A Ja będę czuwał, byś nie zboczył z drogi w lewo lub prawo, będę mówił, to jest droga nią trzeba iść”. I tak trafiłem na rekolekcje LSO, z których wyłowiony przez Duszpasterza trafiłem na rekolekcje animatorskie LSO. Pomyślałem, dobrze będę służył mu jako animator w Kościele. Zdałem dobrze wszystkie egzaminy, jednak krzyża nigdy miałem nie dostać, bo w mojej opinii od ks. proboszcza nieżyczliwy kościelny dopisał parę, rzeczy. Był podpis proboszcza, wiec zamiast krzyża animatora, dostałem kolejny krzyż do niesienia. Nikt nie wierzył mi, że nie dostanę krzyża, (tak jak nas uczono) starałem się tym nie przejmować i być uśmiechniętym… Kolejnym przeżyciem była dla mnie służba podczas Mszy, na której ks. biskup rozdawał krzyże moim współbraciom i błogosławił. Później wreszcie się załamałem na amen. Przestałem słuchać Boga. A On mówił „Nie zaprzęgaj się z niewiernymi w jedno jarzmo”. Zacząłem się sekularyzować odchodzić od Boga (na moje szczęście, On nie odszedł ode mnie:). Wpadłem w tzw. bardzo złe towarzystwo. Laby w szkole… od tego się zaczęło. Właśnie na nich poznałem parę osób, które zmieniły jeszcze bardziej i tak już krzywy, mój obraz Boga i świata…
Jest takie powiedzenie „gdzie diabeł nie może tam… babę pośle” :)) No i posłał dwie. Jedna była satanistką, druga tzw. metalem. Na moje nieszczęście albo szczęście, ta pierwsza bardzo mi się podobała. Zacząłem się nią interesować. A skoro się nią interesowałem to dręczyło mnie, to co ona widzi w tej swojej magii, okultyźmie i sataniźmie. To był błąd – nie wolno interesować się zbytnio takimi rzeczami – to niestety wciąga. Muzyka metalowa ustąpiła miejsca w moim domu muzyce satanistycznej (pierwszy krok). Kolorowe wesołe ubrania zamieniły się w posępną czerń (drugi krok). wreszcie tak kroczek po kroczku, ani się nie spodziewając (nigdy bym nie pomyślał że dam się, tak wrąbać) miejsce Biblii zajęła biblia … no wiecie kogo. Zacząłem parać się magią, wywoływaniem duchów i podobnymi rzeczami. Zamiast modlić się do Pana modliłem się do sami wiecie kogo. Wpadłem po uszy i absolutnie nikt w domu, nic nie zauważył łącznie ze mną. W moim sercu nie było miejsca dla nikogo poza tą dziewczyną. Pewnego dnia będąc jak zwykle wtedy, na labie spotkałem moją starszą siostrę (28), szedłem z koleżankami, wogóle się nie kryjąc, (chwile wcześniej zgubiłem 15 centymetrowy metalowy krzyż sami wiecie jaki to był w tym dniu jeden z tzw. Przypadków, świadczących o walce duchowej toczącej się o mnie). I ona nic się nie kapnęła, w każdym razie nic poza tym że byłem na wagarach. Od tej pory bałem się że ona wypapla to rodzicom. zacząłem więc (sam nie wiem dziś dlaczego wtedy tak mi na tym zależało) odsłaniać pewne rzeczy przed moją Mamą. Zaczęło się robić duszno, a niestety większość przyjaciół odsunęła się ode mnie (bo się mnie bała – ja sam nic nie wiedziałem, o tym że czasem świecą mi oczy albo są zupełnie czarne razem z białkami, że śnie się ludziom po nocach i straszę ich), została garstka tych, których albo zmanierowałem na swoją stronę, albo tych którzy cały czas tłumaczyli mi jaki błąd popełniam (tych drugich unikałem).
Było tu jeszcze naprawdę wiele różnych zdarzeń, których nie będę jednak tu opisywał, a może jak kiedyś się spotkamy to Wam opowiem. Pojawiły się myśli samobójcze jako wyjście z sytuacji. Przed skokiem ratował mnie myśl o dziewczynie. 2 tygodnie odeszła ode mnie. Znów świat zaczął mi się sypać, a ja tak bardzo tego nie chciałem, tak bardzo się tego bałem.
Postanowiłem więc uciec, ale między czasie Rodzina odkryła co się dzieje. Niekończące się rozmowy w atmosferze gorętszej pewnie niż piec, łzy mamy i wiele jeszcze innych wspomnień. Oto co dziś wspominam. Ból był nie do zniesienia, w końcu raniłem tych których nie chciałem ranić, tych którzy mnie kochali… W między czasie odezwał się z zagranicy mój brat (niestety jak później się dowiedziałem to od niego wszystko się zaczęło, ale tego nie mogliśmy wiedzieć, to cała inna historia na nieszczęście nie zakończona). Miałem więc uciec do Londynu, w świecie ciemności to coś jak starożytny Rzym za Nerona albo Babilon. zacząłem robić sobie też sznity. Sam nie wiedziałem po co to wszystko… Na złą drogę sprowadziłem wielu ludzi niektórzy przypłacili to gorszymi przeżyciami niż ja, ale wyszli, niektórym to się nie udało. Wreszcie nastąpił przełom. Moja siostra modliła się za mnie na różańcu chociaż łzy lały się jak rzeka a słowa nie chciały wyjść z ust, a ręce trzęsły się ze strachu, ona właśnie nie ustawała w modlitwie… Pękłem na jednej ze wspomnianych rozmów. Mój świat legł w gruzach po raz drugi. Niedługo później gdy mozolnie zacząłem się zbierać a na około widziałem zło które wyrządziłem, zadzwonił telefon. Jakiś ksiądz. Odebrałem i okazało się że to egzorcysta. Mówił że powodem zła które dotknęło mojej koleżanki i opętało ją , jestem ja. Nigdy nie czułem się gorzej. Bałem sie już nawet swojego cienia. Bóg nawet wtedy był ze mną, dał mi siły dał Karolinę (moją dzisiejszą narzeczoną:). Egzorcysta zaprosił mnie do siebie i ja także przeszedłem przez egzorcyzmy. Wreszcie byłem czysty (tak myślałem). Niedługo potem zaniepokojeni rodzice ludzi z mojego LO poniewczasie zaczęli przychodzić do dyrekcji skarżąc sie na mój zły wpływ. I doświadczyłem nagonki w szkole, z której wybawił mnie wreszcie ks. egzorcysta (jak zwykle w ostatniej chwili). Mógłbym jeszcze długo opowiadać , bo tak wiele rzeczy się działo … ale nie o to chodzi.
Wszystko skończyło się dobrze (po za moim bratem, tu proszę o modlitwę), a skończyło się dobrze bo Pan był ze mną wtedy gdy stałem na balkonie, wtedy gdy modliłem się inwokacją sat., i wtedy gdy obrażałem Go. On mnie nie zostawił… wtedy nie odczuwałem Jego obecności, ale dziś, aż mi się płakać chce – On trwał, ale też pomagał. Trafiłem na kurs Filipa i do Wspólnoty którą kocham mam też narzeczoną i wór doświadczeń z których do dziś pozostała mi zdolność widzenia złego w drugim człowieku (zanika, ale jeszcze jest). To wszystko tak w wieeelkim skrócie …
Bóg doświadcza nas przez podcinanie pączków nie dlatego że mu sie nie podobają, ale dlatego, że chce żeby mogły być jeszcze piękniejsze.
Za to wszystko i wiele więcej Chwała Panu!!!!!!!

KUBUŚ 🙂

KategorieBez kategorii