Po kursie Filipa …

      Jestem mężatką, mam 50 lat i czworo dzieci w wieku 27, 26, 23 i 17 lat, przy czym najstarsza córka nie mieszka   z nami ponieważ wyszła za mąż.

     Bardzo długo wahałam się czy wziąć udział w kursie z powodu dużej ilości obowiązków.  Zachętą była jednak możliwość pogłębienia wiary.

Już po pierwszym dniu, pomimo zmęczenia (nie spodziewałam się, że będzie to też duży wysiłek umysłowy) czułam radość i pewność, że dobrze zrobiłam idąc na kurs. Całe prawie moje dorosłe życie biegam załatwiając różne „ważne” sprawy, a dla Pana Boga, który jest naszym Stwórcą mam tak mało czasu. Jeżeli już jest, to bardzo ograniczony.

W czasie kursu czułam, że wszystko jak gdyby stało się mniej ważne, bo był tylko On ze swoim Słowem, które na nowo odkrywałam. Prowadzący  w jasny sposób przekazywali nam prawdy dotyczące naszej Wiary, Nadziei i Miłości, popierali swoje słowa cytatami z Pisma Świętego. Przyznaję, że musiałam się trochę pogimnastykować umysłowo i nie zawsze nadążałam za tokiem myślenia oraz wyszukiwaniem podanych fragmentów. Jednak w sobotę i niedzielę rano ochoczo „rzucałam wszystko” i biegłam mimo mrozu i śniegu na kurs. W ogóle w czasie kursu czułam wielką radość w sercu. Czułam też, że prowadzący mówią prawdy, w które naprawdę wierzą. Czułam się tam dobrze mimo tego, że średnia wieku raczej była dużo poniżej mojego.

Najpiękniejszych jednak przeżyć dostarczyły mi Eucharystie. W swoim życiu przeżyłam ich wiele, to jednak w tak głęboki sposób rzadko udało mi się w nich uczestniczyć. W sobotę podczas Mszy Świętej była modlitwa wstawiennicza – podczas niej trzy osoby modliły się nade mną. Odczułam wtedy  silne ciepło i myślę, że chyba w ten sposób działał we mnie Duch Święty. W niedzielę zaś po Komunii Świętej płakałam i były to łzy szczęścia, tak mocno odczułam Miłość Pana Jezusa, który przyszedł do mnie. Zapragnęłam dzielić tą Miłością i nieść ją do wszystkich ludzi, których spotkam.

Po przyjściu do domu dzieliłam się tym czego doświadczyłam na kursie ze swoimi bliskimi. Chcę też to świadectwo przesłać mężowi, który jest obecnie ciężko chory i od kilkunastu lat przebywa za granicą.

W poniedziałek, gdy przyszłam do pracy, pomimo, że wcześniej nie byłam zbyt rozmowna powiedziałam, że dostałam najpiękniejszy „prezent Mikołajowy”, bo byłam na kursie ewangelizacyjnym.

To świadectwo piszę w niedzielę, tydzień po zakończeniu kursu. Ten tydzień nie był dla mnie łatwy. Były wielkie awantury w domu, takie, jakie nigdy do tej pory się nie zdarzały. Z bardzo błahych powodów, a wynikały głównie z kłótni między mną a najmłodszą córką. Ciężko mi było wtedy utrzymać radość, którą miałam w sercu. Prawie codziennie wieczorem płakałam, ale teraz myślę, że był to atak złego ducha, aby zepsuć to, co otrzymałam od Jezusa. Myślę, że będzie jeszcze wiele ciężkich chwil w moim życiu, ale Pan mi da siłę, aby przez nie przejść. W dalszym ciągu chciałabym wszystkim mówić o Jego Miłości.

Przed kursem myślałam też, że chyba niewiele nowego mogę się dowiedzieć i to w dodatku od takich młodych ludzi, ale okazało się, że dowiedziałam się bardzo dużo. Mocno zapamiętałam to, że Pan Bóg kocha mnie, jako grzesznika i moje dobre czyny nie mogą już powiększyć tej nieskończonej Miłości oraz to, że człowiekowi potrzebna jest wspólnota, bo jeżeli będzie sam, to łatwo będzie go złamać. Jestem też odważniejsza i bardziej otwarta w kontaktach z ludźmi, chociaż od wielu lat byłam osobą nieśmiałą. Chciałabym też znaleźć wspólnotę, w której znajdę ludzi pragnących coraz bardziej kochać Pana Boga.

Chwała Panu za wszystko, co dla mnie czyni!!!

BEATA z Krakowa

KategorieBez kategorii