Pielgrzymka do La Salette w Alpy, gdy o tym było mówione na początku roku to pomyślałam warto by pojechać, zobaczyć pochodzić po Alpach. Pozostawało już coraz mniej dni do wyjazdu, a ja im bliżej go było tym bardziej nie chciałam jechać. Miałam przeczucie, że ten wyjazd będzie porażką i wszystko odkładałam do ostatniej chwili nawet pakowanie. Po 28 godzinnej podróży dotarliśmy dużo wcześniej niż planowaliśmy na miejsce tak, że jeszcze tego samego dnia poszliśmy grupą w góry.
Naszła mnie myśl może i ta pielgrzymka będzie porażką, ale dla samego widoku warto było przyjechać i z takim też nastawieniem byłam. Dziwnym trafem akurat tam spotkałam osobę, z którą się nie widziałam 2 lata. Przegadaliśmy dość sporo czasu i właśnie wtedy zrozumiałam, po co ja tak naprawdę właśnie tam w tym czasie pojechałam. Podczas jednej z rozmów zrozumiałam sens tej podróży, dalej nie było tak, że od tego momentu było już tylko kolorowo po tym odkryciu pełna radości doznałam też wiele smutku, jednak to co było najważniejsze przetrwało. To była jedna z wielu takich sytuacji, a drugą którą chcę się podzielić to piękno wspólnoty, które nie zawsze można odkryć na co dzień. Właśnie takie wyjazdy pomagają się scalić, otwierają ludzi na siebie, sprawiają, że ludzie którzy jakoś z nimi rozmawiasz, spotykasz średnio kilka razy w miesiącu, nie są tylko przypadkowymi ludźmi, nie są tylko wspólnotą, oni stają się nawet bliżsi niż rodzina. Często nie ciężko jest mi to pojąć, jak to się dzieje, ale się dzieje tak to Ten na górze jakoś układa, że możesz kogoś nie widzieć rok, dwa lata i nagle go po tym czasie spotykasz (zawsze mi się wydaję, że będzie niezręcznie), a jednak rozmawiasz z nim, tak jak byś go widział wczoraj, bo nasza wspólnota to nie trzy, które są w Rzeszowie, ale to całe nasze środowisko SSNE. Mam nadzieję, że za rok tam wrócę w trochę innym charterze. Chwała Panu!
Iza