Większość osób zna historię „bogatego młodzieńca” z Ewangelii – człowieka, który nie był w stanie pójść za Panem Jezusem; mającego zbyt wiele, by mógł żyć w wolności. Przedwczoraj to ja byłem „bogatym młodzieńcem”.
Kiedy stanąłem przed pytaniem, czy jestem w stanie wszystko oddać Bogu, zamarłem. Tego dnia miałem wrażenie, że Pan Jezus wzywa mnie do kapłaństwa. Czułem wyraźnie, że On chce, bym oddał Mu wszystko, a ja nie byłem w stanie tego zrobić. Widziałem przed oczami twarz mojej dziewczyny, która walczy z depresją. Obawiałem się, że beze mnie nie da rady – zwyczajnie zrobi sobie krzywdę. Instynkt i miłość nie chciały na to pozwolić.
Wyszedłem na ulicę. Chciałem „rozchodzić” tę decyzję. Poszedłem w stronę parku, który znajduje się obok kościoła. Mimo że był oddalony o zaledwie sto metrów, a ja w liceum mnóstwo razy w nim wagarowałem, zgubiłem drogę. Trafiłem w zupełnie pustą alejkę, gdzie byłem tylko ja, latarnie i szczekający za rogiem pies.
Do oczu napłynęły mi łzy, a ciało zadrżało. Nie byłem w stanie wydusić nawet słowa. W tym momencie to ja byłem „bogatym młodzieńcem” mającym podjąć decyzję. Stałem twarzą w twarz z Bogiem, któremu chciałem powiedzieć: nie. Zawsze uważałem Go za najwyższą wartość w moim życiu. Nawet gdy byłem „ubłocony” grzechem, to tylko Jemu mogłem oddać duszę. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, że pokochałem stworzenie bardziej niż Stworzyciela.
Długo się ze sobą biłem. Stałem na mrozie i nie czując chłodu, podejmowałem najtrudniejszą decyzję w moim życiu: wybór między moją ukochaną a Bogiem. Kiedy serce dosłownie pękało mi na kawałki, a ja ryczałem jak dziecko, powiedziałem Mu: „O Panie, boję się, ale mówię Ci: tak”. Uwierzyłem, że On chce mojego szczęścia i powinienem Mu zaufać. Czując się jak zdrajca, patrzyłem na życie, które zostawiałem za sobą.
Wtedy nadszedł spokój. Myśl o kapłaństwie zniknęła, a ja zostałem sam na sam z niesamowitym szczęściem. Podjąłem decyzję, której oczekiwał ode mnie Bóg, puściłem się resztek swojego życia, które kurczowo trzymałem w garści. Ostatnie i najważniejsze, co mi zostało – oddałem Mu w całości. Nie wiem, co przyniesie kolejny dzień ani czy mój związek przetrwa. Może Pan rzeczywiście powoła mnie do kapłaństwa. Kto wie? Jednego za to jestem pewien – nie żałuję tej decyzji, bo zmieniła moje serce – nie jestem „bogatym młodzieńcem”.
Kuba, 19 lat